Zgodzisz się ze mną, że prowadzenie strony i social mediów wymaga dużo zachodu?
Marketing w małej firmie to prawdziwy Armagedon. Zwłaszcza, kiedy właściciel sam musi się nim zajmować!
Zbudowanie marki i jej strategii komunikacji. Strona, blog, social media, fotki, wideo, newsletter, płatne kampanie, ofertowanie, rabatowanie. A tu jeszcze o jakichś lejkach mówią, albo innych SEO, CTA i ROI.
Przecież to jest nie do ogarnięcia! Nie przez jedną osobę! Szczególnie, kiedy ten sam człowiek ma produkować albo wykonywać usługi, wystawiać faktury, sprzedawać, odbierać telefony i ogarniać reklamacje.
I jeszcze my co tydzień podrzucamy Ci kolejne… inspiracje! A przecież Tobie potrzebny jest czas, a nie inspiracje!
Masz rację. Czasu nikt Ci nie da. Można wprawdzie próbować go kupić – kiedy coś zlecasz, albo kiedy zatrudniasz ludzi.
Jeśli jednak nie masz ani czasu ani pieniędzy na pracowników (podwykonawców), to musisz zastąpić marketingowy Armagedon, marketingowym tai-chi.
Zamiast miotania się – spokojne, świadome, niespieszne ruchy.
Nie pocisz się, a wzmacniasz swój organizm lepiej niż w niejednym wysiłkowym sporcie.
Tak samo możesz wzmacniać swój marketing, a tym samym biznes.
Jeśli chcesz, nauczymy się tego tutaj.
Chcesz? To już Ci mówię jak!
Raz w miesiącu zamiast felietonu będę wysyłała Ci „1 mały krok” do zrobienia. To będą proste rzeczy. Takie, których zrobienie zajmie Ci kilka minut, a które wniosą Twój marketing na wyższy poziom.
Będziesz mieć miesiąc, żeby to zrobić albo żeby wypracować nowy marketingowy nawyk.
W ten sposób, krok po kroku, staniesz się marketingowym wyjadaczem i nawet tego nie zauważysz! Za rok będziesz w szoku, ile osiągnąłeś i jakie efekty to przynosi.
To co? Zaczynamy od razu?
Ok.
Na początek easy ride.
Pewnie masz stronę internetową? A na stronie zakładkę kontakt?
Jeśli tak, to w prosty sposób możesz podnieść konwersję (czyli wskaźnik mówiąc o tym, ile procent wchodzących na stronę wykonuje założone przez Ciebie działanie).
To, co chcę Ci dziś doradzić, zrobiliśmy intuicyjnie na kilku stronach i od razu zobaczyliśmy wysyp zapytań.
Chodzi o dodanie do kontaktu na głównej stronie formularza kontaktowego. Albo jakiejś jego formy (np. formularza typu „zamów szybką wycenę”).
Cokolwiek o tym myślisz, wielu ludzi dzisiaj woli skorzystać z takiego formularza niż zadzwonić czy pisać mejla. I to nie tylko w Polsce.
Ostatnio przeczytałam case z amerykańskiej firmy, w której dodanie takiego formularza do strony głównej pozwoliło podnieść liczbę zapytań ofertowych o 88%!
Oczywiście, nie każde zapytanie skończyło się transakcją, ale sprzedaż i tak wzrosła o prawie 23%. Imponujący efekt – często drogie kampanie reklamowe nie dają takich wyników – osiągnięty za darmo i wdrożony w minutę.
Większość systemów do zarządzania stronami internetowymi pozwala na szybkie i łatwe dodanie formularza kontaktowego, nawet przez osobę nie-techniczną. Jeśli jednak nie zarządzasz samodzielnie stroną, to poproś o to człowieka, który ją projektował. Nie sądzę, żebyś zapłacił więcej niż stówę.
A ile warte jest dodatkowe kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt* zapytań ofertowych?
*Liczba dodatkowych zapytań będzie zależała od tego, jaki masz wyjściowo ruch na stronie.
Bo wiesz, z pustego to i Salomon…